piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 1 - Zdjęcie



- ...lo. Halo ! - krzyk skierowany prosto do mojego ucha przerwał moje zamyślenie. Odsunąłem szybko telefon od ucha i przyłożyłem do niego dłoń.


- Nie drzyj się tak Just, bo ogłuchnę. Nie mówiąc o tym, że nadal jestem w szkole -  wycedziłem przez zęby, łapiąc zdziwione spojrzenia rówieśników. Świetnie, stałem na środku korytarza, a jej krzyki z pewnością były słyszane  przez osoby trzecie.


- Nie obrażaj się , no. Nie dało się ciebie inaczej wybudzić z tego transu. Nic do ciebie nie docierało. No nic. Mam do ciebie sprawę. Mógłbyś ze mną pogadać?


- Wiesz, aktualnie nie mam czasu. Zaraz mam ostatnią lekcję.


- To zrobimy tak : pójdę na rynek, znajdę jakąś fajną knajpkę/kawiarnie i tam na ciebie poczekam, uprzednio dając znać gdzie się znajduję. Ty, po lekcjach polecisz w dane miejsce i sobie pogadamy. Może być ?


- Dobra. Rozłączam się, zaraz zaczynam lekcje. Pa - nie poczekałem nawet aż odpowie i pognałem do klasy.


  Po skończeniu lekcji pobiegłem od razu do szatni i przebierając buty postanowiłem sprawdzić, gdzie chce wyciągnąć mnie moja przyjaciółka.


   " Widzimy się w "Słodkim Wentzlu :)"


"Droga impreza" - pomyślałem. Sprawdziłem jeszcze, czy czegoś nie zapomniałem i wyszedłem ze szkoły, kierując kroki w stronę kawiarni.


 Na polu panował upał. Rynek, zapełniony mnóstwem ludzi, wydawał się tętnić własnym życiem. Mnóstwo ludzi ubranych w letnie ciuchy chodziło po mieście. Nie byli to tylko mieszkańcy miasta, gdyż z pewnością ponad połowa tłumu to turyści.  Nie dziwię się, że tylu ich tutaj przyjeżdża. Kraków to z pewnością piękne miasto, posiadające wiele zabytków.


 - Hejo ! - z zamyślenia wyrwał mnie krzyk znajomej, stała przy stoliku i machała do mnie ręką. Ruszyłem do niej i zająłem miejsce naprzeciwko.


 - Na co masz ochotę? - zapytała z uśmiechem, podsuwając mi menu pod nos, które chwyciłem w dłonie. Przejrzałem je i po chwili złożyłem wraz z Justyną zamówienie.


- Jak tam w szkole, młody ? - usłyszałem pytanie.


- Dobrze - odpowiedziałem zdziwiony.


- Justyna, co się stało ? - zapytałem po chwili ciszy - Normalnie, jak mnie widzisz, to zaczynasz gadać o jakichś bzdetach. Do tego uśmiechasz się pod nosem jak głupia. Co jest ? - iskierki zamigotały w jej oczach.


- Nic takiego. Wszystko po staremu - uśmiech wciąż nie chciał spełznąć z jej ust. Wydawał się być przymuszany. Nie, on się nie wydawał. On taki był.


- Kłamiesz - powiedziałem wstrząśnięty - Coś przede mną ukrywasz, głupia.


- Nie, skąd ten pomysł - wciąż próbowała kłamać,  jednak jej zamiary obnażały trzęsące się ręce.


- Powiedz mi - nie widząc skutków mojej prośby, powtórzyłem, tym razem mocniejszym tonem - Powiedz mi.


 Popatrzyła się na mnie. Przez chwilę widziałem strach w jej oczach, który po chwili ustąpił skrusze. Obniżyła powoli czoło, jakby starając się uniknąć mój wzrok.


- Karolina przestała się nagle do mnie odzywać.


 Zapadła chwila ciszy.


- Tylko tyle ? Coś jeszcze ? - powiedziałem bez współczucia. Znowu na mnie spojrzała, znowu dostrzegłem smutek w jej oczach, jednak tym razem mieszał się on z gniewem.


- Tylko tyle ?? - wrzasnęła na mnie, przyciągając w ten sposób do nas kilka par oczu. Po chwili poczułem piekący ból na policzku, jednak dalej zachowywałem obojętny wyraz twarzy. Widząc zaskoczone spojrzenia trochę się uspokoiła.


-Wiem, że nie obchodzą cię inni ludzi i ci nie zależy, ale mógłbyś mi okazać choć trochę współczucia. Zapewne pamiętasz, jak ważna była dla mnie, jak bardzo ją lubiłam, więc nie wyskakuj mi z takimi gadkami. Właśnie dlatego wahałam się, czy ci to powiedzieć.


 - Sory. Palnąłem głupstwo - powiedziałem. Zapadła chwila ciszy - Wiesz dlaczego ?


- Co ? - popatrzyła na mnie zdziwiona. Na policzkach miała ślady łez.


- No, dlaczego przestała się do ciebie odzywać ? - powiedziałem spokojnie. - Odkąd pamiętam, to trzymałyście się ze sobą.


- Nie wiem. Nie chce mi powiedzieć, w ogóle nie chce się do mnie odzywać. Ale chyba oddalała się ode mnie od jakiegoś czasu. Tak z miesiąc, aż dzisiaj powiedziała, że nie chce już tego tak dłużej ciągnąć i jest mną "zmęczona". Że tylko psuję jej wolny czas. Potem rozmawiałam z Alicją. Ona się zaczęła strasznie panoszyć obok Karoliny. Dowiedziałam się, że nie może mi powiedzieć o co chodzi, ale jest to ciężkie i nie dziwi się, że nasza przyjaźń się skończyła. Nie wiem co robić - opadła załamana głową na stolik. Po chwili usłyszałem ciche chlipanie. Przesiadłem się tak, aby móc ją objąć i pocieszyć. Załamana Justyna nie była najlepszym towarzyszem, musiałem ją jakoś pocieszyć.


- Nie przejmuj się nią - powiedziałem cicho, dalej ją obejmując.


- Przestań. Mówiłam ci już - usłyszałem jej ściszony głos.


- Nie, źle mnie zrozumiałaś. Nie przejmuj się nią. Popatrz na to z tej strony. Wolisz być teraz zraniona, czy dowiedzieć się za 5 lat, że ta za tobą nie przepadała i zmarnowała sobie kawałek życia. Nie lepiej jest mieć to za sobą.


- W sumie … chyba masz rację.


- Poza tym, chyba dobrze ci się układa z Adrianem, prawda?


Popatrzyła na mnie załzawionymi oczami i po chwili pokiwała głową.


- No to nie masz się czym martwić. Jemu zawsze możesz zaufać, jesteście ze sobą od dawna.


Po chwili poczułem, jak moja koleżanka rzuca mi się na szyję.


- Dzięki młody. Na ciebie zawsze mogę liczyć – usłyszałem cichy szept przy uchu. Objąłem ją lekko, czekając, aż poprawi jej się humor.


- I co ? Już lepiej ? – powiedziałem po chwili, delikatnie odsuwając ją od siebie.


- Tak – usłyszałem, a dowodem tych słów był promienny uśmiech na twarzy Just. Postanowiłem, że z powrotem usiądę na miejscu naprzeciw.


- Jestem zażenowana – powiedziała, ocierając powoli policzki z niedawnych łez. Nie  miała makijażu, więc nie było po niej zbytnio widać, że płakała. – Jak młodszy braciszek, a jednak mądrzejszy ode mnie. – zaśmiała się cicho pod nosem.


- Wiesz, ktoś musi mieć więcej inteligencji.


- Ejjj – powiedziała zbulwersowana – To bolało.


 Po tych słowach podeszła do nas kelnerka z zamówieniami. Zjedliśmy w spokoju, gadając na jakieś błahe tematy. Od czasu do czasu śmialiśmy się. Po 20 minutach wesołego ględzenia, Just oznajmiła, ze musi iść.


 - I tak już dożo czasu z tobą spędziłam- powiedziała, przytulając mnie na pożegnanie – Do zobaczenia.


Potem pobiegła w stronę Wieży Mariackiej. W połowie drogi odwróciła się do mnie i krzyknęła -„ A, no i oczywiście pozdrów rodziców”. „Eh”- pomyślałem – „Mogłaby trochę ciszej.”. Posiedziałem jeszcze chwilę przy stoliku, zapłaciłem rachunek, a następnie ruszyłem na przystanek. Ludzie patrzyli się na mnie dziwne, ale nie zwracałem na nich zbytnio uwagi. Kiedy czekałem na autobus, w oczy rzuciła mi się grupka studentów. Było ich ośmiu, z czego sześciu targało ze sobą walizki. Wszyscy byli uśmiechnięci, strzelali sobie fotki, śmiali się i gadali po angielsku. Wyglądali tak, jakby każdy był z innego zakątka świata, a pomimo to dogadywali się świetnie. I mi w pewnym momencie wpłynął uśmiech na twarz. Byli przezabawni. Kiedy przyjechał autobus wsiadłem szybko zajmując wygodne miejsce. Usiadłem tak, aby widzieć cały autobus, a jednocześnie siedzieć samemu. Zaraz za mną wsiedli powyżsi studenci i stanęli w środku autobusów. Skasowałem bilet i czekałem, aż ruszymy. Zajęło mi chwilę, gdyż był to przystanek początkowy. „ Pewnie przyszli z dworca” – pomyślałem. Uwagę zwróciłem na jednego chłopaka, ciągle uśmiechającego się do reszty. Chłopak ewidentnie miał azjatyckie geny i po głębszym przyjrzeniu się mu uznałem, że wygląd ja szczeniak. Strzeliłem sobie mentalnego kopa po tej myśli i zacząłem czytać książkę, aby choć trochę odciągnąć dziwne stwierdzenia. Nie potrwało to jednak długo, gdyż poczułem dotyk dłoni na swoim ramieniu. Odwróciłem się, myśląc, że to jakiś znajomy chce się ze mną przywitać. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że ręka należała do „szczeniaka”. Popatrzyłem się na niego zdziwiony, a ten poprosił mnie po angielsku o zrobienie zdjęcia jego grupie. Zgodziłem się nie widząc przeciwwskazań. Ludzi też było zaskakująco mało jak na tę porę dnia. Po wykonaniu zdjęć, „szczeniak” poszedł do mnie po swój telefon i oglądnął wykonane zdjęcia. Widać było, że mu się spodobały i chyba już chciał mi podziękować, ale jego zamiary przerwał nagły atak śmiechu. Po chwili zapytał się, czy może sobie ze mną zrobić zdjęcie. Zgodziłem się zaskoczony tą propozycją. W tamtej właśnie chwili zdałem sobie sprawę, co było powodem uśmiechów ludzi na mojej drodze. Przed odejściem, Just dotknęła mojego ,zaczerwionego po uderzeniu, policzka końcówką pióra, którym notowała coś na kartce. Po zrobieniu zdjęcia, poprosiłem go o pokazanie mi go. Oglądnąłem mój lewy policzek i miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Jej pióro wylało, a ja na policzku miałem plamę z niebieskiego atramentu, która kształtem przypominała poszarpane serce. Zaśmiałem się histerycznie i pożegnałem z azjatą. Zacząłem powrotem czytać książkę, aby choć trochę odwrócić uwagę myśli od plamy na moim policzku. Jednak nie mogłem odczytać znaczenia zdań, czytając słowa, lecz nie rozumiejąc ich sensu. Musiałem kilka razy wracać do poszczególnych fragmentów, aby wyłapać ich treść. Nie zauważyłem, kiedy studenci wysiedli z autobusu, a na swój własny przystanek prawie nie zdążyłem wyjść. Zebrałem szybko torbę i wysiadłem tuż przed zamknięciem drzwi. Teraz tylko czekał mnie 30-sto minutowy spacer do domu. Nie musiałem martwić się, że ktoś zauważy mój ślad na policzku, bo na przedmieściach nie ma takiego ruchu. Jedyna osoba, którą spotkałem to była staruszka, idąca na zakupy do pobliskiego sklepu. Zmęczony otworzyłem drzwi, wyłączyłem alarm i rzucając tornister w salonie, pobiegłem do łazienki, aby zmyć z policzka ślady po atramencie. Nie ma co, trochę zajęło mi szorowanie do czysta i potem byłem cały czerwony .Wytarłem twarz ręcznikiem i powlokłem się powrotem po tornister.  Coś byłem wtedy straszne wycieńczony, nie miałem siły. Nawet nie zauważyłem, jak zasnąłem.


 


 ***


 


Obudził mnie huk telewizora. Przetarłem oczy i usiadłem powoli. Popatrzyłem co leci w telewizji. „Trochę już późno”- pomyślałem. Z kuchni wydobywały się odgłosy oddychania i wyglądało na to, że mama już przyszła z pracy. Ruszyłem zaspanym krokiem, co chwilę przecierając oczy w kierunku kuchni. Kiedy przekraczając próg oparłem się o ścianę.


- I co ? Wyspałeś się już? – zapytała się moja mama z troską, nie odrywając uwagi od gotowania.


-  Cześć. Szczerze mówią jestem jeszcze trochę śpiący – na dowód tego ziewnąłem moc – Co dziś na obiad ?


- Pomidorowa i spaghetti.


Mlasnąłem z niesmakiem, robiąc przy tym grymas.


- Co się dzieje ? – moja mama oderwała się od gotowania i popatrzyła na mnie.


- Pomidory są kwaśne. Nie lubię kwaśnego. Ale no cóż. „Raz na wozie, raz pod wozem”.


- No widzisz, jakoś sobie dasz radę. – chwyciła mnie w objęcia – Mój mały synuś.


- Mamuś, przestań. Mam już 16 lat. Za późno o 10 lat na przytulasy. – odepchnąłem ją lekko i uśmiechnąłem się mile. Mama westchnęła i powróciła do gotowania.


- Za szybko urosłeś, pamiętam jeszcze jak niezdarnie biegałeś po salonie i wołałeś „Papu!”.


- Wiesz, dzieci mają to do siebie, że dorastają.


 Przestaliśmy rozmawiać i teraz było tylko słychać odgłos noża uderzającego o deskę oraz wolno palącego się gazu na kuchence. Chwyciłem brzoskwinię i przyjrzałem się jej chwilę.


- Kiedy przyjdzie tata ? – zapytałem nagle.


- Powinien tak za … - popatrzyła na zegarek zastanawiając się chwilę – tak 30 min …? A właśnie,  zdecydowałeś już co robić w wakacje.


-Nie.


- Zastanów się. Nigdzie nie jedziesz przez 2 miesiące, więc musisz znaleźć sobie coś do roboty. Co ty będziesz w tym domu robił ? Zanudzisz się na śmierć.


- Jeszcze nie zdecydowałem, mam czas. W dwa tygodnie coś wymyślę.


- A może pójdziesz na ten kurs hiszpańskiego, co ? Masz wcale nie tak daleko, bo w pobliżu, a znajomość języków obcych ci się przyda. Jak nie teraz, to kiedyś.


- A niemiecki nie wystarczy ? – odparłem zrozpaczony.


- A po jakiemu się w Hiszpanii porozumiesz ? Albo w Ameryce Południowej ?


- Dobra, dobra, wygrałaś. Lecę na górę. Zawołaj mnie na obiad- i pobiegłem szybko do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie plecami, powolnie zjeżdżając w dół. Zakryłem oczy dłońmi. Siedziałem tak przez chwilę w ciemności, zastanawiając się nad słowami mojej koleżanki. Nie mogłem zaprzeczyć, bo rzeczywiście przestałem dbać o kontakty z ludźmi. Nie miałem przyjaciół – osób, którym byłbym w stanie zaufać. Skrywałem w sobie ból, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Było kilka osób, które trzymały mnie blisko, lecz nie potrafiłbym ich nazwać mianem „przyjaciela”. Ale odkąd pamiętam nie było wypadów na noc, sylwestra wśród rówieśników, pójść do kina, czy nawet najzwyczajniejszego spaceru. Zawsze siedziałem sam w domu i rozmawiałem z rodzicami. I było mi tego cholernie żal. Tego, że nie potrafiłem zaufać, choć chciałem. Tego, że nie miałem kogoś zaufanego przy swoim boku. Tego, że nie miałem o kogo się oprzeć, choć było mi trudno. A najbardziej, że choćbym chciał nie mogłem nic z tym zrobić. Wiele razy próbowałem, ale zawsze kończyło się fiaskiem.


 Otarłem szybko łzy, które niewiadomo kiedy zaczęły spływać z moich oczu. „ Ogarnij się”- pomyślałem. Usłyszałem dzwonek mojego telefonu i podbiegłem do torby na czworakach.


- Kamiś, czemu tak szybko dzisiaj wyszedłeś ? – usłyszałem oburzony głos w słuchawce.


- Umówiłem się z Justyną.


- Twoja dziewczyna ?


- Sylwia, nie bądź taka wścibska. To moja sprawa z kim i co robię. Ale jak już chcesz wiedzieć, to nie. Justyna jest moją kumpelką z dzieciństwa.


-Dzięki, moja ciekawość została zaspokojona – zachichotała.


-To co, zadzwoniłaś tylko po to?


-No tak. Czy to nie jest wystarczający powód ? Martwiłam się o swojego przyjaciela.


 Zatkało mnie przez sekundę. Co miałem jej odpowiedzieć ? Wpadłem na pewien pomysł.


- Yhm. Zawsze możesz mnie mieć za przyjaciela.


-Dobra muszę już kończyć. Do jutra – rozłączyła się nagle, a ja opadłem na łóżko. Byłem strasznie zmęczony i przymulony. Nie minęła chwila  i wpadłem w głęboki sen.











No jestem. Ogarnęłam się w końcu i coś naskrobałam ^^.
Wakacje są zdecydowanie za długie. Strasznie zaczęłam się lenić. Niech się już skończą ...
Jeżeli  są jakieś błędy ( chodzi mi tu zdecydowanie o interpunkcję ) to proszę, aby mi to wytknąć w komentarzu. Zawsze lepiej wiedzieć co robi się źle :).

3 komentarze:

  1. Podoba mi się!Zapowiada się ciekawie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło było poznać kilka osób na LS Silvera. Zaczęłam Cię obserwować i chętnie poczytam Twoje opowiadanie :) [alternatywnakawa z LS]

    OdpowiedzUsuń
  3. Lepiej zapiszę Twojego bloga w zakładce,zebym nie zgubiła :p Pozdrawiam :* /NekoMimi

    OdpowiedzUsuń