sobota, 14 marca 2015

Rozdział 3 - Natura zimą

 Ja Cię do lekarza wozić nie będę. - usłyszałem zaraz po zamknięciu drzwi wejściowych. Moja matka stała oparta framugę drzwi przedpokoju. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.

- Nikt Cię o to nie prosi - odpyskowałem cicho pod nosem.

- Co ty sobie wyobrażasz? Na polu mróz, a ty w samej bluzie się włóczysz. Nawet telefonu nie odbierasz - nie krzyczała. Po prosty mówiła.

 Od zawsze uważała, że krzyki nic nie wniosą, jedynie pogarsza sytuacje.

Popatrzyłem się ukradkiem za okno, na termometr. Cztery stopnie Celsjusza. OK. Może troszkę przesadziłem, ale słońce grzało, nie czułem tak zimna.
Schyliłem się, aby odłożyć buty na dywanik z boku. Zasyczałem cicho pod nosem widząc w jakim są stanie. Były całe upaćkane w błocie. Czekało mnie szorowanie.

- Zmieniłeś się ostatnio - szepnęła moja mama.

Zamarłem. Podniosłem wzrok na matkę. Ta wciąż stała w miejscu, ze założonymi rękami, tylko wyraz jej oczu się zmienił. Już nie widziałem w nich złości, a smutek. Wyprostowałem się, dorównując jej wzrostem.

- Zmieniłem się dobre kilka lat temu. Dość późno to zauważyłaś - odparłem.

 Uśmiechnąłem się lekko i wyminąłem ją, kierując się do kuchni.

Przechodząc salonem spojrzałem na  tarczę zegara. Nie było mnie ledwie godzinę. Gdy znalazłem się przed garnkami, podniosłem pokrywkę największego. Buchnęła z niego para. "Jeszcze gorąca" - pomyślałem. Sięgnąłem po talerz i nalałem sobie trzy chochle ogórkowej. Gdy dotarłem do stołu, przy jednym z krzeseł siedział już moja mama. Po wzroku widziałem, że chyba odpuściła sobie temat mojego zachowania.

- Gdzie jest Julia? - zapytałem biorąc w dłoń łyżkę.

- Zaraz po twoim wyjściu wróciła do domu. W sumie też mógłbyś poznać kogoś jeszcze z sąsiedztwa - powiedziała i ruszyła do kuchni.

- Nie czuję potrzeby. Wystarczą mi ludzie ze szkoły - było to kłamstwo, ale jednocześnie najlepszy sposób na zejście z tematu.

Gdy zjadłem obiad walnąłem się przed telewizorem i zacząłem oglądać jeden z tych wielce mądrych programów, które wzbogacają nas w doświadczenia życiowe (czyt. "Ukryta Prawda). Siedziałam tak przez dłuższy czas, dopóki nie naszła mnie wspaniała myśl  - "Chyba się poduczę".

~ Trzy miesiące później     

-  Jak tam po weekendzie?

Spotkałem właśnie jedną z tych najbardziej upierdliwych osób w mojej szkole. Siedziałem w budzie od 8.10, pierwszą lekcje miałem o 9.15. Była to pierwsza osoba, oprócz rodziny, którą napotkałem na swojej drodze. Moje liceum nie było jakieś największe. Kilka klas, więc mało ludzi przewijało się korytarzami o tej porze. Było to liceum, w którym dużo wymagania stawiano przy rekrutacji. Dostawało się tutaj albo przez ogromne wyniki w nauce, albo znajomości. Albo masę forsy.

Ludzie w takiej szkole dzielą się na dwie grupy : introwertycznych wielkich snobów z wygórowanymi ambicjami oraz szalonych ekstrawertyków, którzy mieli tak zwane "na wszystko wyjebane". Jednak to przedstawiciele pierwszej grupy dominowali w szkole. Ja oczywiście wyróżniałem się trochę, bo do żadnej z grup stricte nie należałem. Byłem introwertykiem, próbującym usilnie wmówić sobie, że tak naprawdę kocham obecność innych ludzi i uwielbiam spędzać z nimi czas (co jednak zrobić mi się nie zawsze udawało, bo czasem głupota ludzka mnie dobijała i nie miałem siły przebywać z tą hołotą). Ponad to moje ambicje nie były zbyt wielkie, ale również nie za słabe, abym nic nie chciał się uczyć.

Tak więc po tygodniowy zastanowieniu uznałem, że lepiej mi wyjdzie "zaciągnięcie" się do paczki "fajnych" i czasem rozmawianie z tymi "nudnymi".

Lecz powracając do tematu. Tego dnia zaczepił mnie jeden z tych "najfajniejszych". Spotkałem go na korytarzu, przy szafkach, gdy siedząc na ławce przebierałem buty.

- Wszystko po staremu.

- Ale jak to, coś się musiało ciekawego wydarzyć.

- A jednak się nie wydarzyło.

- Jakim cudem ? Przecie...

- Tomek, odwal się. Jakbym chciał, to bym ci powiedział – oznajmiłem mu.

Popatrzyłem na niego z poirytowaniem w oczach i wstałem z ławki. Ruszyliśmy wzdłuż korytarza.

- No dobra. Widzę, że hormonki buzują. Ale wiesz co ? Wczoraj Aśka przylazła do ... - zaczął opowiadać kolejną historyjkę, typu "Jak bardzo wszystkie dziewczyny mnie kochają".

 Potakiwałem od czasu do czasu, łapałem jakieś słówka i wtrącałem się. Nie interesowały mnie takie opowieści, ale w sumie jeszcze trochę czasu zostało mi do lekcji, a nie miałem zamiaru siedzieć i bezczynnie patrzyć się w ścianę.

- … no i na tej imprezie spotkaliśmy tego … kurwa, zapomniałem imienia. Mniejsza. Tego Lisiewicza. Boże, ale ten człowiek ma głupkowate pomysły. Pamiętasz go ?

- Nazwisko odbiło mi się o uszy, ale gościa nie kojarzę – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

- Jak byliśmy z kółkiem plastycznym w galerii sztuki na wystawie „Nowego pokolenia artystów”. Spotkaliśmy wtedy jego siostrę. To była autorka rzeźby „Pod jabłonią”, tak mi się wydaje. Pamiętam, że coś tam odwalił i była niezła afera…

Doszliśmy do dużej tablicy. Co miesiąc wywieszano tu nowe prace uczniów należących do kółka plastycznego .  Było tego dość dużo, więc przyglądałem się  im mało uważnie, wciąż idąc przed siebie. Światło słoneczne z przeszklonych okien nadawało pomieszczeniu dużo światła. W tym miesiącu przedstawiono szkice. „Krajobraz zimą” – mało oryginalny temat. Gdzieś w środku odnalazłem moją pracę.

- Cześć ludziska!– usłyszałem wesoły kobiecy głos za sobą.

Odwróciłem twarz i natychmiast zostałem przytulny. Odwzajemniłem lekko uścisk.

- Cześć Baśka! Co tak wcześnie się dziś zjawiłaś? – zapytałem, odsuwając ją trochę od siebie.

- Tak się zdarzyło, za wcześnie dziś chyba wyszłam z domu. Zrobiłeś może zadanie z historii ?

- Nie, co było?

- Jedenaście zdań z podręcznika, strona 115. Nie zrobiłam i po twojej minie widzę, że ty też. Chodź pójdziemy zrobić, puki jeszcze czas.

- Ok. Paa - pożegnałem się z Tomkiem i ruszyłem za znajomą.

Tomek jest ode mnie starszy. Ściślej mówiąc, o rok. To dość wysoki brunet o niebieskich oczach. Poznaliśmy się dość niedawno, jakieś 4 miesiące temu na dyskotece szkolnej. Nie było to jakiś oryginalne i zadziwiające spotkanie. Znajomy mi go przedstawił, a potem ten uczepił się mnie jak rzep psiego ogona.

Mańka, dziewczyna o dziwnym imieniu była jedną z najlepszych, a zarazem najdziwniejszych osób w mojej klasie. Doskonale pasowała do charakterystyki szalonego malarza.

***

Ta godzina, która została mi do dzwonka minęła bardzo szybko. Gdy tylko odłożyłem pióro, kończąc odrabianie zadania, znikąd zaczęli  schodzić się pod klasę ludzie z mojej klasy. Po pewnym czasie moja dłoń była cała czerwona od przybijanych piątek. Do rozpoczęcia lekcji rozmawiałem z Mańką. Nie ba to jakaś przejmująca konwersacja, tylko gadanie o pierdołach ; z czego dziś są sprawdziany i jak to nauczyciele dają nam w kość. W sumie, to ten dialog bardzie przypominał monolog, bo ja tylko przytakiwałem głową i coś tam od czasu do czasu dukałem pod nosem.

Wstydziłem się trochę tej nudy. Przed świętami pomagałem rodzicom w porządkach - moja młoda siostra chodził po mieście ze znajomymi. W święta przyjechała do nas reszta rodziny. W sylwestra opiekowałem się moim pięcioletnim kuzynem. Normalnie żyć nie umierać.

Przez kolejny miesiące chodziłem do szkoły, na kółko plastyczne lub po prostu siedziałem na tyłku rozmyślając na temat sensu mojej marnej egzystencji. „Kim jestem na tym świecie?” – ta myśl wciąż chodziła po mojej głowie i za nic nie chciała jej opuścić. Czas z jednej strony wlekł się ślamazarnie, z drugiej strony uciekał mi szybko, nie pozwalając chwycić dni.

Jednak właśnie rozpoczął się luty. Czułem, że coś w powietrzu, coś się zmieniało.

Baśka nie dopytywał się o nic więcej. Przemilczała sprawę zając sobie zapewne, że nie chcę o tym gadać.


Dobry ;)
Komentować może nie komentujecie, ale liczba wyświetleń idzie powoli do góry. Pozdrawiam was ludziska.



10 komentarzy:

  1. Wydawało mi się, że w tym rozdziale są bardzo duże przeskoki czasowe. I nie wiem czy można powiedzieć, że jest to na plus. Czułam się jakby na sam koniec czegoś lekko brakowało własnie przez ten duży przeskok czasowy.
    A co do komentarzy u mnie.
    Cieszę się, że podoba ci się pomysł zmiennych ;) czy historia będzie ekscytująca, nie wiem ;D Ale zapraszam do czytania :P
    Dobry. Dobry :D Odpowiadam dwa w jednym :D Nie wiem kiedy spotka swego Romeo :D Czemu jestem okrutna :( Dziecko będzie z nimi cały czas ;) Przyzwyczaj się :d
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest taki jak zwykle :D Czyli się udało z soo romantic :D
      O to chodziło ;) Osobiście wydawało mi się, że po prostu zamiast robić ten ogromny przeskok czasowy może warto było pomyśleć nad tym by zacząć tekst w innym miejscu. Czasem lepiej tej dziury nie zapełniać, a zamiast takich właśnie skrótowych informacji (bo dla mnie końcówka była mega pospieszna i jakby nie pełna) lepiej dać "pół roku później" :D. A co do weny, czasu itd. Czasem po prostu warto siąść i pisać. Ja teraz miałam miesiąc przerwy. Nie mam weny, nie mam chęci ale dzisiaj zamierzam siąść i pisać. Była mi potrzebna przerwa. Ok. Ale nie zamierzam pozwalać by brak weny kierowały moim pisaniem. Bo wena to jedno. Ale żeby pisać potrzebne jest jeszcze dużo więcej. Tak mi się osobiście wydaje :)

      Usuń
    2. Trzy razy dodało mi to samo... >.<

      Usuń
  2. Tak, uwielbiam kończyć w takich momentach :P Dziękuję za życzenia:) Powiem szczerze. Ja przestałam wierzyć w wenę. Niestety. Czasem trzeba się uprzeć, zaprzeć i pisać. Choćby po zdaniu. Sama tak walczę. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak słyszysz płaczące dzieci to włącza ci się od razu chęć pocieszenia? Czy wręcz przeciwnie? :D Cieszę się, że historia co raz bardziej ci się podoba :)Miło mi z tego powodu :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż... Sam swoje przeszedł. A co jeszcze się zdarzy między nim i MArco to sie okaże. Nie zawsze jednak kulturalna rozmowa jest możliwa. Może już nie długo wydasz nad nim sąd ;)
    Pozdrowienia
    LM

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zareaguje Sam to się jeszcze okaże ;) Kiedy zobaczę coś nowego u ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Czemu chcesz zabijać za trójkąt? :P No cóż. Czyli masz kryzys. Ja publikuje teksty z zeszłego roku, od marca napisałam rozdział, walczę z drugim i przejść go nie mogę, a zostało mi doprawdy niewiele by skończyć "Spotkanie" tak więc rozumiem :)
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha :D No cóż :)
    Powiem ci, że chciałam przetestować czy jestem w stanie napisać trójkąt. Ze względu na mega trudności, wiem że to nie dla mnie ;) Ale jakieś nowe doświadczenie mam :) To już coś ;) Przynajmniej wiem, że nie będę pisać trójkąta i mprega ;) Bo to nie dla mnie ;)
    Cieszę się, że ci się podoba ;)
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za wsparcie!
    Jednak jeszcze chwilę się wstrzymam z publikacją tekstu, dopóki nie będę miała czegoś więcej. 4 rozdziały to jednak troszkę mało.
    Pozdrawiam
    Lady M

    OdpowiedzUsuń